wtorek, 24 lipca 2012

Stambulscy kierowcy


No i przyszła pora na dawno temu zapowiadaną dygresję o stambulskich kierowcach.

Będąc parę lat temu we Lwowie i widząc tamtejszy ruch myślałem, że na Ukrainie są najgorsi kierowcy na świecie. Żyłem w tym przekonaniu do momentu mojej przejażdżki z Bahadirem trzeciego dnia mojego pobytu w Stambule - potem musiałem zweryfikować moją opinię ;) Otóż prowadzenie samochodu w Stambule wygląda bardziej jak wyścigi (aż dziwne, że w Formule 1 nie ma tureckiego kierowcy - parę lat 'treningu' na ulicach Stambułu + średniej klasy bolid i można walczyć o miejsce na podium ^^) niż jak ruch miejski. Ponad 100 km/h na budziku, wyprzedzanie z lewej i prawej strony, opóźnione hamowania przed światłami to tutaj normalka. W ogóle pasy i wszelkie linie na drodze są chyba do dekoracji (nikt się nimi nie przejmuje, każdy jeździ jak mu się tylko podoba :D), a jedna ręka musi być obowiązkowo na klaksonie. Co ciekawe nie dotyczy to wyłącznie super nowych sportowych aut, ale dosłownie każdego - nawet (a może zwłaszcza?) kierowcy minibusów zapewniających transport miejski jeżdżą jak wariaci. Naprawdę trzeba mieć mocne nerwy, żeby z nich korzystać (albo zamknąć oczy i modlić się o opatrzność bożą :D).

A to jeszcze nie koniec. Powszechnie widziani użytkownicy skuterów i bardzo rzadko spotykani tutaj rowerzyści to chyba ludzie z zadatkami na samobójców (albo niedoszli samobójcy) - wciskają się w każdą dziurę między samochodami, jeżdżą środkiem pasa, rzadko używają kierunkowskazów. Dodajmy do tego brak przejść dla pieszych i ludzi chodzących jak im się żywnie podoba i mamy pełen obraz 'makabry' stambulskiego ruchu ulicznego ;) Aż mnie ciekawi ile osób ginie tutaj rocznie na drogach...

A na zdjęciu zupełnie nie związana z tematem wpisu fontanna przed naszym hotelem w Antalyi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz