niedziela, 12 sierpnia 2012
Wyspy Książęce
Dzisiaj znowu nie udało mi się pójść na bazary ;] Tym razem powód był taki, że kolega zarzucił propozycją wycieczki na Wyspy Książęce.
Wyspy Książęce to archipelag około 10 wysepek na Morzu Marmara, malutkich wysepek, z których część jest w ogóle niezamieszkana. Jako że wyspy są jednym z ulubionych weekendowych miejsc stambulczyków, kursują na nie regularnie promy, za które płaci się normalnie kartą miejską (nawiasem mówiąc to strasznie zabawne bo 1,5-godzinny rejs na Wyspy Książęce kosztuje 3 liry, a 3-minutowy przejazd funikularem z Taksimu na Kabatas 1,75 liry ^^).
Wysepki są o tyle ciekawe, że jest na nim zakaz używania pojazdów mechanicznych (jedyne samochody jakie tam można spotkać to policyjne), a więc królują tam dorożki i rowery. Bardzo fajny pomysł, gdyby tych dorożek była sensowna ilość, a tak wszystkie ulice na wyspie pokryte były dość hojnie nie powiem czym ;) Wylądowaliśmy na największej z wysp (Büyükada) i postanowiliśmy wpisać się w tendencję i wypożyczyliśmy sobie rowery na cały dzień. Żeby najlepiej Wam uzmysłowić ogrom tej wyspy, powiem, że jakby się uparł to by ją objechał dookoła rowerem w 1,5-2 godziny :D No ale nam się nie spieszyło więc powolutku, bez niepotrzebnej napinki przemieszczaliśmy się jedyną bodaj drogą na tej wyspie :)
Na samym środku wyspy znajduje się prawosławny kościółek św. Jerzego, do którego prowadzi dość strome podejście (ale bez przesady ^^), ale za to widoki ze szczytu wzgórza są bardzo ładne. Z ciekawostek - podejście to zakrzywia czasoprzestrzeń :D Na samym dole do wejścia zachęca tabliczka '300m', po czym przy pierwszym źródełku (na trasie są dwa źródła wody pitnej) nagle dowiadujesz się, że zostało jeszcze metrów... 500 ^^ No ale tak czy inaczej daleko to nie jest, ciężko też nie, więc zdecydowanie warto się przespacerować.
Kontynuując nasz objazd wysepki wypatrywaliśmy jakiejś plaży, żeby troszkę schłodzić się po jakże wyczerpującej wspinaczce ;) Niestety brzegi wysepki są dość skaliste i nie udało nam się znaleźć żadnej ciekawej dzikiej plaży. Wszystkie co ciekawsze fragmenty nabrzeża są ogrodzone i za sam wstęp trzeba zapłacić 15-20 lir od osoby (zdzierstwo w biały dzień...). Na szczęście nas było 7 osób więc w jednym z takich 'kurortów' udało nam się zbić cenę do 10 lir. Niestety miejsce to nie było warte i tej ceny. Wprawdzie woda była czysta i przyjemnie chłodna, a plaża bardziej piaszczysta niż kamienista, ale dno morza było usiane kamieniami i każde postawienie stopy było jak tortura... Co ciekawe w ośrodku tym panował dziwny zwyczaj - otóż na plaży były wydzielone odrębne strefy dla kobiet i dla mężczyzn ^^ Troszkę to dziwne, no ale w ostateczności można by to było jeszcze zrozumieć gdyby nie fakt, że wszystkie te strefy korzystały ze wspólnego kąpieliska :D No cóż - kolejny przykład tureckiej logiki... ;)
W drodze powrotnej dane nam było doświadczyć wspaniałego zachodu słońca (na zdjęciu widok ze statku, gdy opuszczaliśmy Wyspy Książęce, w tle zarys Stambułu) i nocnego widoku na stambulskie stare miasto - krajobraz jak z baśni tysiąca i jednej nocy :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz