sobota, 25 sierpnia 2012
Miniatürk i Pierre Loti
Chwilę mnie tutaj nie było, bo nie bardzo miałem o czym pisać, a sama sztuka dla sztuki nie ma według mnie sensu ;) No ale wracam z garstką świeżutkich wieści - tym razem poniosło mnie na północ od Sultanahmet.
Pierwszym punktem mojego dnia była wizyta w Miniatürk (na zdjęciu), czyli oglądanie Turcji z miniaturze... W sporym parku zgromadzono tam pomniejszone wersje najważniejszych tureckich budowli. Znajdziemy tam oczywiście wszystkie stambulskie zabytki, a dodatkowo perełki z innych regionów, takich jak Kapadocja, Antalya czy Konya. Bardzo fajny pomysł (chociaż ciężko nazwać go nowatorskim ^^), niestety z wykonaniem jest już troszkę gorzej. Modele wyglądają jak zrobione z najtańszego chińskiego plastiku, błyszczą w słońcu i jednym słowem są mało autentyczne. Może jak się troszkę zestarzeją to nabiorą troszkę klimatu, ale póki co wyglądają trochę jak rozsypane w ogródku zabawki... Co jednak wcale nie oznacza, że wizyta w parku jest stratą czasu! Można tam bardzo miło spędzić godzinkę, czy dwie i zrobić mały rekonesans, gdzie warto się wybrać na parę dni ;) W parku można także w ramach biletu wstępu odwiedzić dwie ekspozycję. Pierwsza to zrobiona z lalek barbie (a przynajmniej takie sprawia wrażenie) rekonstrukcja jakiejś ważnej bitwy z historii Turcji - słabiutka bardzo. Druga (troszkę ciekawsza) to wystawa kryształów, w których wyczarowane są główne stambulskie zabytki - niestety jest tego póki co niewiele, ale zapewne kolekcja będzie rozbudowywana.
Po obejrzeniu Miniaturku i pożywieniu się pysznymi manti (takie niby ravioli - polecam!) udałem się do drugiego zaplanowanego na dzisiaj miejsca, a mianowicie do Eyüp, znajdującego się po przeciwległej stronie Złotego Rogu (chyba jeszcze o nim nie wspominałem - to część Bosforu wżynająca się wgłąb lądu). Planowałem obejść rzeczony Złoty Róg od północy, ale troszkę zdezorientowany byłem i poszedłem w przeciwną stronę :D Na szczęście nie zaowocowało to dodatkowymi kilometrami, bo droga przez most nie była wcale dłuższa. Na moście zaczepił mnie jakiś młody Turek o ogień - niestety nie mogłem mu pomóc, ale za to on pomógł mi i zaprowadził mnie prosto do Pierre Loti, dzięki czemu zaoszczędziłem parę chwil, które musiałbym poświęcić na szukanie drogi. Chłopaczek praktycznie nie mówił po angielsku więc ciężko było się z nim dogadać, ale przynajmniej reagował na nazwy własne więc okazał się być bardzo pomocny :)
Pierre Loti to słynna kawiarnia, na którą dojeżdża się kolejką linową (za którą również płaci się kartą miejską!). Kolejka ta ma bardzo małą przepustowość, a chętnych do zobaczenia wspaniałej panoramy Stambułu nie brakuje, zatem swoje trzeba odstać w kolejce. No ale widok z góry zdecydowanie wynagradza półgodzinne czekanie :) Co ciekawe kawiarenka znajduje się na... cmentarzu (!), który pokrywa całe wzgórze. Żeby było weselej, czynna jest ona do 2.00, a kolejka przestaje kursować bodajże o 22.00 więc jak ktoś się zasiedzi to czeka go potem nocny spacer między nagrobkami :D Nie jest on długi (schodziłem może z 15-20 minut nie spiesząc się - uznałem, że nie zamierzam czekać kolejnych 30 minut na zjazd trwający 1,5 minuty, a wiadomo, że z górki zawsze łatwiej), ale nie widziałem tam jeśli dobrze pamiętam żadnej latarni więc musi być tam w nocy ciekawie ;] Swoją drogą jest to najpiękniejszy cmentarz jaki w życiu widziałem. Usytuowany jest on na stosunkowo stromym zboczu wzgórza więc nagrobki układają się w coś w rodzaju schodków. Same groby też są bardzo malownicze (białe płyty nagrobne przeplatane są starymi z jakiegoś piaskowca bodajże), a tło w postaci Bosforu i Sultanahmetu dodaje im jeszcze więcej uroku. Co prawda jazda kolejką dostarcza niesamowitych wrażeń, ale bardzo polecam powrót pieszo - nie zajmie na pewno więcej czasu, a dostarczy bardzo ciekawych obrazków ;)
W drodze powrotnej znowu pomyliłem kierunki (co za dzień! ^^) i zamiast na Taksim pojechałem w przeciwną stronę i wylądowałem na jakimś zadupiu :D No ale znowu szczęście się do mnie uśmiechnęło i jakaś kobieta mówiąca po angielsku zaoferowała mi pomoc i wskazała autobus, jadący do Eminonu przy Moście Galata. W sumie wyszło nawet lepiej niż z tym Taksimem, bo dojechałen tam akurat o zachodzie słońca i zrobiłem kilka wspaniałych zdjęć - nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;) Nawiasem mówiąc uzależniłem się od nadziewanych muli sprzedawanych na Moście Galata - jak tylko je widzę to nie potrafię ich sobie odmówić :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz